Technologie BIM określane są jako kolejna rewolucja porównywalna z przeniesieniem warsztatu architekta z deski kreślarskiej do komputera. O to, jak jest w rzeczywistości, pytamy praktyków, którzy na co dzień w swojej pracy korzystają z BIM, architektów: Marcina Marczaka z białostockiej pracowni 2M Studio oraz Waldemara Nowickiego z warszawskiej pracowni PRC Architekci.
ARCH. MARCIN MARCZAK
PRACOWNIA 2M STUDIO
Piotr Czaja: Czym jest BIM dla architekta?
Marcin Marczak: Stworzeniem budynku w świecie wirtualnym. Wybudowaniem budynku o rzeczywistych parametrach w świecie wirtualnym.
Mamy trzy pokolenia architektów. Pierwsze, które zaczynało pracę na papierze, drugie tworzące już w systemach komputerowych, ale tych przypominających deskę kreślarską, i najmłodsze, pracujące od razu na nowych systemach. Dla Pana BIM to też była nowa technologia?
Zaczynałem od rysowania ręcznego, jeszcze na studiach. Już wtedy kreśliłem w formie elektronicznej, ale to były rysunki... takie bardziej 2D. Później, mając styczność ze studentami i pracowniami z Zachodu, zauważyłem, że wszystko tak naprawdę odbywa się w trzecim wymiarze i zacząłem ten temat zgłębiać. W końcu, przychodząc do jednego z biur, postawiono mi warunek, że jeżeli mam pracować w tym zespole, to muszę opanować program dedykowany tej technologii. Wtedy nie wiedziałem jeszcze tak naprawdę, że to, co będę robił, nazywa się BIM. Przez ostatnie dwanaście lat starałem się ten warsztat doskonalić. Powiem szczerze, dziś architekci i zamawiający sami do końca nie wiedzą, co to jest BIM. Ale jak najszybciej chcemy dorównać do poziomu krajów zachodnich. Świetnym przykładem jest Wielka Brytania, w której projektowanie BIM jest na bardzo wysokim poziomie. Można powiedzieć, że oni wchodzą już w kolejny etap projektowania, a my dopiero zaczynamy. Tak samo kraje skandynawskie.
Dziś często słyszy się, że projektowanie komputerowe zabiera nam nieco swobody twórczej, że przy szkicu ręcznym wszystko jest trochę niedookreślone, a na komputerze bardziej skupiamy się na centymetrach niż na proporcjach.
I tak, i nie. Faktycznie, pierwsze moje projekty były toporne i bardzo ciężkie. Trudno było uzyskać ten efekt, o którym mówimy. Zawsze zaczynam od kartki. Nawet jeśli miałaby to być serwetka w restauracji, staram się pierwsze kreski postawić ręcznie. Później kwestie proporcji i wymiarów rozstrzygam w oparciu o program graficzny. Projektowanie 3D jest jeszcze trudniejsze, prawda. Aby projektować w technologii BIM, musimy na początku poświęcić temu zajęciu bardzo dużo czasu. Mogę powiedzieć, że w każdym ze swoich projektów coś nowego dodaję, cały czas staram się uczyć i rozwijać, żeby nie zostać w tyle. Nie konkuruję ze starszymi architektami, którzy projektują tylko w 2D, jedynie staram się przygotować do tego, co nas czeka za czterdzieści lat. Jest trudno, ale mamy tyle różnych programów i dodatków, że możemy tworzyć jak najbardziej wymyślne formy.
Trudniejsze, ale niesie korzyści dla architekta.
Mimo że na początku takie projektowanie zabiera dużo czasu, finalny produkt robi się na pstryknięcie palca. Jeżeli ktoś już raz przejdzie ten etap, pozostałe elementy będą się robić automatycznie. My fizycznie budujemy obiekt w przestrzeni wirtualnej, a później poprzez odpowiednie ustawienia musimy przelać go na papier w wersji zrozumiałej dla inwestora. Natomiast w technologii BIM wysyłam ten wirtualny budynek i nie potrzeba już żadnych rysunków.
Zdarzają się już tacy inwestorzy, czy to ciągle pieśń przyszłości?
Zdarzają się. Mamy już nawet wykonawców, którzy rozumieją tę technologię. Natomiast dla inwestorów – z uwagi na nasze prawo zamówień publicznych – liczy się cena. A trudno konkurować z firmami, które rysują 2D. Przy czym papier wszystko przyjmie.
W BIM wszystkie kolizje i problemy, które wyjdą w trakcie budowy, mamy na żywo, już podczas projektowania.
Dokładnie. Zdarzało mi się wcześniej, kiedy realizowałem projekty w istniejących budynkach, gdzie na podstawie jakichś inwentaryzacji wprowadzałem ten budynek do trzeciego wymiaru, że pracownia – powiedzmy sanitarna – rysuje w 2D i nie zważa na późniejsze kolizje. Starałem się błędy wyłapywać na budowie, ale i tak były problemy. Gdy korzystamy z BIM, program takie niezgodności ujawnia od razu.
Mówimy o możliwościach, a wady? Czy czasem jako praktyk dochodzi Pan do miejsca, w którym chciałoby się inaczej albo więcej?
Czasami mam wrażenie, że tego programu używam tylko w jakiejś części, może w 70%, może 60%. I to swój warsztat należy szlifować. Programy rozwijają się bardzo dynamicznie, a my musimy je zgłębiać i się ich uczyć. Tak samo jak w przypadku deski kreślarskiej – nie możemy spocząć na laurach.
Zaawansowane systemy mogą skosztorysować inwestycję. Po wprowadzeniu parametrów podają realne, a nie przybliżone wartości. To duża oszczędność i pracy, i kosztów dla wykonawcy.
ARCH. WALDEMAR NOWICKI
PRACOWNIA PRC ARCHITEKCI
Piotr Czaja: BIM to...?
Waldemar Nowicki: Angielskie rozwinięcie tego skrótu (Building Information Modeling) jest bardzo trafne i wyczerpujące. W polskich realiach niestety nie do końca tak to ładnie wygląda. Informacja w samym modelu jest mocno ograniczona, a my mamy raczej taki BIM level 1 niż level 2. W tej chwili to nadal jest bardziej modelowanie 3D, unikanie kolizji niż praca z informacją.
Ale to jednak nie jest klasyczna wizualizacja.
Tak, nie jest. Kiedyś modelowaliśmy w 3D – w różnych programach CAD-owskich – głównie w celu zwizualizowania inwestorowi projektu. To była praca dodatkowa, robiona poza klasyczną dokumentacją. Teraz, modelując w BIM, automatycznie równolegle tworzymy dokumentację. Może przez to, że właśnie wcześniej pracowałem w 3D, nie miałem problemu z przestawieniem się na BIM. Myślę, że podejście do BIM wynika ze świadomości poszczególnych jego użytkowników i ich potrzeb, a te są niestety różne. Mamy też opracowania na poziomie drugim, gdzie jest pełna współpraca z branżami, i tam występuje duże nasycenie informacjami o poszczególnych elementach i ich parametrach. Natomiast standardowo – poza pracą dla kilku świadomych inwestorów – ogranicza się to do modelowania 3D na nasze wewnętrzne potrzeby. Teraz np. w moim aktualnym projekcie w zasadzie tylko konstrukcja oraz architektura są modelowane w BIM.
Czyli potrzebujemy świadomego inwestora.
Są duże firmy deweloperskie czy nawet inżynierowie budowy, którzy wiedzą, do czego to służy albo do czego powinno to służyć. Niestety nie ma jeszcze dużej świadomości dotyczącej tego tematu i nie ma wielu zamówień na BIM. Czasami padają pytania, czy projektujemy w BIM-ie, czy jesteśmy w stanie pomóc i wyciągnąć jakieś szczegółowe zestawienia materiałowe, np. podłóg, no bo wiadomo, że to ułatwiłoby im pracę, nie musieliby tego ręcznie liczyć z dokumentacji. Niestety, często wtedy okazuje się, że wszystko zależy od tego, na jakie potrzeby model był robiony. Jeżeli inwestor nie prosił o dokumentację BIM, to model powstaje tylko na nasze potrzeby, czysto architektoniczne, i robimy model zaawansowany tylko do tego stopnia, który jest nam potrzebny. Model ten nie jest więc doskonały, szczególnie w zakresie informacji. Oczywiście z tego modelu wyciągamy wszelkiego rodzaju zestawienia, których potrzebujemy do wydania naszej dokumentacji. To jest kolejna zaleta programów BIM, bo przy tradycyjnych programach CAD musimy przesiąść się z CAD-a na inne oprogramowanie i spisać te kody, materiały, ułożyć to w tabelki i wszystkie opisać. Robimy wtedy dodatkową dokumentację. Podsumowując, w praktyce BIM to dla nas najczęściej nadal modelowanie 3D z informacją tylko na nasze potrzeby.
W BIM wszystko wygląda porządnie – jeśli przejdzie się przez każdą ścianę i każde okno, sprawdzi, czy wszystkie elementy są zakodowane, to w zestawieniu całość wychodzi czysto i ładnie. Mamy informacje na temat ilości, wymagań przeciwpożarowych, akustycznych, zakodowane już w modelu i wszystko się uaktualnia. Można to też zawsze łatwo sprawdzić, np. generując rysunki, które pokazują tylko wybrane elementy, widać na nich, czy nie ma jakiegoś błędu.
Autor: Piotr Czaja
Artykuł z magazynu dla architektów FORM, wyd. 1/2020