Budowla pełna paradoksów. Wyrazista, choć ukryta pod ziemią, funkcjonalna, choć skomponowana niczym rzeźba, optymistyczna mimo dotykania największej tragedii współczesności.
Oddany do użytku wiosną 2017 roku gmach Muzeum II Wojny Światowej można opisywać na kilka sposobów. Warto tę ekspresyjną bryłę analizować jako ujęcie tragedii wojennej w trójwymiarową formę. Można także ją oceniać w kontekście inżynieryjnym, choćby dlatego, że potężna struktura została tu zagłębiona w terenie podmokłym. Budowa muzeum zapoczątkowała również zmiany w zaniedbanej dotychczas części miasta, stając się przyczynkiem do jej rewitalizacji. Gdański gmach należy do ostatnich wielkich kulturalnych inwestycji publicznych – zamyka peleton kilkudziesięciu efektownych realizacji, które powstały po wejściu Polski do Unii Europejskiej i diametralnie odmieniły krajobraz zarówno kulturalny, jak i architektoniczny.
Opakowanie wystawy
Konkurs architektoniczny na projekt siedziby Muzeum II Wojny Światowej, rozstrzygnięty w 2010 roku, odbył się już po wybraniu wizji wystawy głównej. Trzeba przyznać, że to dość nietypowa w polskich warunkach kolejność – zwykle najpierw rysowany jest gmach, który dopiero później kolejni projektanci „wypełniają” ekspozycją. Tak było również w przypadku Muzeum Historii Żydów Polskich Polin (zespół pod kierunkiem Rainera Mahlamäkiego w 2005 roku wygrał konkurs na budynek, ekipa Mirosława Nizio wystawę główną projektowała w latach 2011-14) czy Muzeum Śląskiego w Katowicach (projekt architektoniczny pracowni Riegler Riewe Architekten pochodzi z 2007 roku, konkurs na scenariusz wystawy głównej odbył się pięć lat później, gdy budowa gmachu była już zaawansowana). Jak wspominał w wywiadzie Bazyli Domsta, jeden z projektantów gdańskiego muzeum, zadaniem zespołu było opracowanie „opakowania” znanej już koncepcji wystawy głównej. Istniejący projekt ekspozycji został wpisany do warunków konkursu na budynek, podobnie jak możliwość wypełnienia dużej części przeznaczonej pod zabudowę działki (muzeum otrzymało do dyspozycji opleciony Motławą i Radunią teren o powierzchni 1,7 ha). To ważna informacja, ponieważ od początku było wiadomo, że muzeum musi mieć pokaźne rozmiary: sama wystawa główna miała zająć powierzchnię aż 5 tys. m2. Wydaje się, że to właśnie opracowanie ciekawej i nieprzytłaczającej bryły jednej z większych współczesnych ekspozycji muzealnych w Europie było tu kluczowym wyzwaniem.
OBIEKT MIMO NIETYPOWEGO UKSZTAŁTOWANIA ŚCIAN I SWOJEJ WYSOKOŚCI JEST ODPORNY NA USZKODZENIA.
Ściany i przedścianki, a także sufity przęsłowe o dużych rozpiętościach, wykonano z wykorzystaniem profili UA 100. Zabudowy szachtowe zrobiono w klasach odporności ogniowej REI 120. Do ścian pochylonych pod kątem zastosowano konstrukcje na profilach UA 100 z opłytowaniem płyt Nida Twarda i Nida Gięta.
Projekt powstał w wyniku dwóch konkursów: pierwszego, który zwizualizował główną ekspozycję, oraz drugiego – międzynarodowego konkursu architektonicznego.
Rzeźba na placu
Członkowie zespołu trójmiejskiej pracowni Kwadrat, której wizja wygrała w konkursie architektonicznym, wielokrotnie wspominali trudną pracę nad projektem, przypominającym w kolejnych wersjach… supermarket. Dopiero decyzja o tym, by większość przestrzeni użytkowej ukryć pod ziemią, otworzyła zupełnie nowe możliwości. I tak główne przestrzenie ekspozycyjne znalazły się 14 m pod ziemią, a na jej powierzchni powstał plac wzbogacony o elementy kompozycyjne, które stanowiąc część muzeum, mogą być zarazem odczytywane jako przejmujące same w sobie formy przestrzenne. Najbardziej efektowną z nich jest widoczna z daleka, wysoka na 40 m pochyła wieża. To ona wyznacza w przestrzeni wejście do muzeum (znajdujące się u jej stóp, ale 4,5 m poniżej poziomu placu), ona też jest formą podsuwającą zwiedzającym skojarzenia z dramatem wojny. Architekci nazywają ją „nagą formą”, którą widz sam wypełnia treścią – jedni w tej dramatycznie pochylonej bryle widzą dziób tonącego statku, inni walący się dom lub wbity w ziemię pocisk. Rzeźbiarska struktura zupełnie zmienia swoje znaczenie, gdy wejdzie się do jej wnętrza. Wtedy bowiem okaże się, że częściowo przeszklona mieści m.in. kawiarnię i taras, z którego rozciąga się widok na miasto. Przewrotna jest podwójna interpretacja wieży – jej dramatycznej formy z zewnątrz i atrakcyjnego, dającego nadzieję, optymistycznego wnętrza. Choć większość muzealnych pomieszczeń znalazła się pod ziemią, na jej powierzchni także powstały niskie pawilony mieszczące przestrzenie techniczne czy biura. Ich bryły od wieży oddzielono zagłębiającą się w podłoże szczeliną. To kolejny efektowny element kompozycji tego założenia, nasycony treściami. Szczelina powtarza bowiem przebieg znajdującej się w tym miejscu dawnej ulicy, a jej „pierzeję” wykonano z gabionów wypełnienionych gruzem z wykopu pod budowę muzeum. To ukłon w stronę przeszłości: wspomnienie jednej z ulic, których na tym terenie było przed wiekami więcej, uzupełnione namacalnymi, materialnymi pozostałościami dawnego wcielenia tej części miasta.
Muzeum w wannie
Jakkolwiek ukrycie głównej bryły muzeum pod ziemią wydawało się doskonałym pomysłem, jego realizacja okazała się wielkim wyzwaniem. Muzeum stanęło w widłach dwóch rzek, na podmokłym terenie, z wysokim poziomem wód gruntowych. Umieszczenie w takim miejscu ogromnego podziemnego budynku wymagało opracowania specyficznej techniki budowy. Jak wspomina konstruktor Paweł Gębka, brano pod uwagę kilka wariantów, ostatecznie zdecydowano się na technologię „białej wanny”, potężnej struktury z wodoszczelnego betonu, chroniącej podziemny budynek przed otaczającą go wodą ścianami szczelinowymi o grubości 1 m. Dno wykopu, w którym zbudowano muzeum, sięgnęło 18 m. Jego powierzchnia wynosiła blisko półtora hektara, betonowe ściany szczelinowe należało zagłębić 26 m poniżej poziomu gruntu. Dziesięć dni bez przerwy trwało betonowanie „wanny”, do której później można było „wstawić” żelbetową konstrukcję muzeum. Co ciekawe, muzealne eksponaty o wyjątkowych gabarytach, m.in. czołg, wagon towarowy czy torpeda, zostały wstawione do wykopu już w czasie jego budowy, w przeciwnym razie nie byłoby możliwości umieszczenia ich w muzeum. Skomplikowana praco- i czasochłonna oraz kosztowna konstrukcja gmachu wzbudzała sporo kontrowersji.
Na etapie budowy inwestycja była krytykowana jako zbyt droga. Chętnie porównywano ją do innych budowanych niewiele wcześniej dużych muzeów, które kosztowały mniej. Mało kto jednak wówczas starał się zrozumieć poziom skomplikowania koniecznej do budowy technologii, a także fakt, że jej perfekcyjne wykonanie jest niezbędne, aby zapewnić gmachowi bezpieczeństwo i stabilność. Muzeum II Wojny Światowej, wraz z drugim nowym polskim podziemnym muzeum – Centrum Dialogu Przełomy w Szczecinie – stanowią doskonały przykład tego, że czasem warto zdecydować się na mniej oczywiste (nawet jeśli droższe) rozwiązanie, gdy stawką jest nie tylko niebanalny obiekt, ale przede wszystkim dbałość o jakość miejskiej przestrzeni. Gdyby gigantyczną ekspozycję Muzeum II Wojny Światowej zamknięto w tradycyjnie skomponowanym budynku, zdominowałby on rozwijającą się okolicę, wypełnił ją i przytłoczył. Podobnie w Szczecinie – gdyby Robert Konieczny zaprojektował budynek na powierzchni ziemi, siłą rzeczy stanowiłby on konkurencję dla sąsiadującego z nim wyrazistego gmachu Filharmonii Szczecińskiej, a dwie „ikony” przy tym samym placu byłyby zapewne zbyt dużym ciężarem do udźwignięcia przez jedno miasto…
Różne odcienie betonu
Znawcy nowoczesnych realizacji architektury będą zapewne postrzegać wnętrze Muzeum II Wojny Światowej jako wysmakowaną przestrzeń, w której wyraźnie widać świadome użycie materiałów oraz konsekwencję w kształtowaniu minimalistycznej przestrzeni. W wielu opisach można jednak znaleźć porównania do schodzenia w głąb piekła. Z poziomu recepcji do wejścia na teren wystawy głównej wiedzie betonowa klatka schodowa – otwarta, rozległa, pozbawiona zakrętów i załamań – jest ostentacyjna. Zastosowane tu szarości i czernie oraz dynamiczne, a zarazem surowe formy mają onieśmielać – budować w widzu świadomość, że zbliża się do miejsca pełnego powagi. Bazyli Domsta potwierdza, że zwiedzanie wystawy od najniższego, najciemniejszego poziomu muzeum ma dawać poczucie zagłębienia w traumę wojny, jednak nie mniej istotnymi emocjami powinny być później nadzieja i optymizm, odczuwane podczas wydostawania się z podziemi na powierzchnię. Beton to materiał, z którego powstało Muzeum II Wojny Światowej. Został on użyty jako budulec i środek wyrazu estetycznego. Beton architektoniczny okazał się idealnym materiałem, dającym możliwość zarówno zabezpieczenia gmachu przed wodą, jak i skomponowania różnych form i brył – od rozległej klatki schodowej po pochyłą wieżę. Chłodny, surowy w wyrazie doskonale pasował też do emocji, jakie miał wzbudzać gmach, wspomógł niejako budowanie nastroju. Wspomniane szare wnętrze koresponduje z betonowymi elewacjami naziemnej części muzeum, które barwione na kolor cegły stanowią ukłon w stronę najbardziej rozpoznawalnych gdańskich zabytków.
Nowa dzielnica
Charakterystyczny, znany, chętnie odwiedzany budynek oddziałuje na swoje otoczenie. Odmienia oblicze całej okolicy – to fakt niepodważalny. Ma on zastosowanie także do terenu, na którym stanęło Muzeum II Wojny Światowej. Choć od gdańskiego Żurawia dzieli go zaledwie kilkaset metrów, jeszcze 10 lat temu okolica ta była zaniedbana, chaotycznie zabudowana, zapomniana. Decyzja o postawieniu w tym miejscu ważnego gmachu była bardzo istotna: stała się impulsem do rozwoju, etapem w rewitalizacji obszaru o wielkim, ale dotychczas nie wykorzystanym potencjale. Efekty zmian były widoczne w ciągu kilku lat. Teren zaczęto porządkować, pojawiły się na nim nowe budynki mieszkalne czy hotelowe, powstała zwodzona kładka na Wyspę Ołowiankę, oczyszczono okoliczne kanały, przybyło zieleni.
Po upływie dekady w tym miejscu zapewne istnieć będzie już zupełnie nowa dzielnica, bo o ile od południa okolice Muzeum II Wojny Światowej sąsiadują z historycznym centrum Gdańska, o tyle od północy rozwija się zupełnie nowy obszar – Młode Miasto, budowane na terenie Stoczni Gdańskiej. Z całą pewnością Muzeum II Wojny Światowej obrośnie nową zabudową, stanie się częścią tętniącego życiem kwartału. Czy wpłynie to wtedy na jego odbiór? Zmiany, jakie zachodzą w tej części Gdańska, korespondują z teorią architektów o tym, że choć Muzeum II Wojny Światowej opowiada o tragedii i śmierci, wizyta w nim powinna napawać przybyłych optymizmem. W budynku poznają koszmar wydarzeń z ubiegłego wieku, ale już z muzealnej wieży będą podziwiać miasto, które podniosło się z ruin. Świetlista, przeszklona muzealna wieża jest dzisiaj latarnią wskazującą nadzieję na przyszłość, a nie zapadającą się ku ziemi pamiątką tragicznej historii.
Duża część konstrukcji opiera się na fantazyjnie ukształtowanych ścianach, z reguły o znacznej wysokości (miejscami przekraczającej 7 m), pionowych i pochyłych. Dodatkowym utrudnieniem jest to, że większość z nich może być kotwiona jedynie do posadzki, a niektóre są dodatkowo obciążone umocowanymi do nich eksponatami. Pomogła Nida Gięta o bardzo wysokiej elastyczności. Dzięki temu produktowi można było uzyskać nie tylko niezwykle wyrafinowaną rzeźbę przegród o ostrych krawędziach, ale także miękkie przejścia między płaszczyznami, skomplikowane krzywizny łuków i łagodne linie ścian prowadzące zwiedzających w założonym przez projektantów kierunku.
Artykuł z magazynu dla architektów FORM, wyd. 1/2020